Wednesday 21 July 2010

Guangzhou, swiatynia Guangxiao

Guangzhou nie jest miastem przyjaznym dzieciom. Miasto zyje z handlu, tutaj sprzedaje sie i kupuje wielka czesc "made in China". Sa ulice z ubrankami dla dzieci, europejskich firm, z metkami z europejskimi cenami itp. Ulice ze sklepami z bielizna, z orzechami, z reklamowkami. Jest centrum w ktorym sprzedaje sie ubrania - nie przeszlam calego, ale te 12 pieter ktore widzialam sprzdawalo tylko bawelniane koszulki, sukienki i szorty. Smiesznie wyglada cala ulica sprzedajaca np reklamowki, taki maly przedniot nad ktorym malo kto sie zatrzymuje, a tutaj daje zajecie tylu ludziom (i to sam handel, a nie projektowaie czy produkcja). Ciezko bylo na ulicy z zabawkami, po negoclacjach jednemu chlopcu musielismy kupic helikopter na patyku do pchania a drugiemu taki zdalnie sterowany model, ktorym teraz lata po pokoju.





Dla oszyszczenia z tego materialismu poszlismy do swiatyni, ktora wygladala zupelnie podobnie jak wszystkie inne swiatynie buddyjskie. Mielismy chwilowo dosc Oskarusia i jego pytan "dlaczego" i "po co", wiec dostal pieniazka na kadziedelka i zapalal je Buddzie. Jedna paczka kadzidelek za 1 juana wystarczyla na conajmniej pol godziny.











Dawniej, jak Chiny byly zamkniete, obcokrajowcom wolno bylo sie osiedlac tylko na wyspie XXX w Guangzhou. Malo kto tam mieszka, ale dalej zabudowa ma europejski charakter. Jest tam spokojnie i czysto, i wiele ludzi przychodzi tam robic sobie zdjecia.

No comments:

Post a Comment