Thursday 26 April 2012

Singapore zoo

 Dzisiaj ostatni dzien juz niestety. Spedzilismy caly dzien w zoo i wszscy sie swietnie bawilismy.

 Orangutany

 Pingwiny z pd Afryki.



 Przedszkole albo pierwsze klasy szkoly podst na wycieczce.

 Inna wycieczka, inne mundurki. Dziwnie znajoma siatka z jedzeniem.
 Oskar koniecznie chcial pojechac na sloniu. Nam sie nie chcialo, ale jemu wcale nie przeszkadzalo jechac samemu (tzn z dwojka tlusciutkich Amerykanow). Azjatyckie slonie maja na glowie w miare dlugie wlosy, sztywne i niemile w doyku.


 Karmilismy slonie morskie. Jedzenie lapia swoja chwytna warga i nabijaja je na grube, zupelnie twarde wlosy, ktore rosna im wlasnie na wardze.




 Pojechalismy na safari starym, nie jezdzacym jeepem.





Sloniatko calkowicie nas pomoczylo.

 W zoo byl tez wybieg dla mlodych homo sapiens.




 Nad zjezdzalniami bylo takie wiekie wiadro, ktore jak sie napelnilo to...

 Niektorzy tego wiadra nie zauwazyli..


  Inni, na to czekali.









Singapore!


 Cudowny koncert mlodych japonczykow w Esplanadzie.

 Oskar dalej miesci sie do dziury w ogonie Merliona, tak jak dwa lata temu.

 Powrot do hotelu przez cale miasto, o 23.00 z dwojka zmeczonych dzieci i metrowym helikopterem... Sama przyjemnosc.

Green tea latte, zimne z bita smietana.



Tuesday 24 April 2012

Berjaya Air

Walizki czekaja na jedyny samolot tego dnia.






Wyladowal..



Podjezdza...

Na szczescie to mgla, nie dym. Po wlaczeniu klimatyzacji para skrapla sie z powodu duzej roznicy temperatur. Oskar juz szukal maski tlenowej.

Tioman

Nie tylko plaza. Duzo chodzilismy po dzungli. Milla nie zrobila ani jednego kroku, bo bardzo sie bala sie, ze jej sie buty pobrudza albo ze mrowki ja zjedza. Zaskakujace, jak ona potrafi slodko mowic tonem nie znoszacym sprzeciwu. Oskar za to zachowywal sie jak mlody Indiana Jones, szedl przed nami i opowiadal non stop o tym co widzi (najczesciej jak uciekaja przed nim malpy, wiewiorki, motyle itp).


Hustawki z lian.