Sunday 12 September 2010

Singapur - Little India

Mape Singapuru podzielono wyznaczajac oddzielne okolice dlaMalajow, Chinczykow, Hindusow i Bialych. Kazda grupa stworzyla bardzo stylowa enklawe. Teraz, kiedy kazdy moze mieszkac gdzie chce roznice miedzy tymi okolicami nadal sa wielkie.


W swiatyni.

I pod swiatynia.


To juz inna swiatynia. Trzech Brahminow "igralo" z ogniem a tlum mezczyzn przygladal sie w dzwiekach ciekawej, ale bardzo glosnej muzyki.



Sklepy ze zlotem.

Saturday 11 September 2010

Singapur

Dzien nr jeden.
Mieszkamy w Johor Bahru, czyli tuz za granica miedzy Malezja a Singapurem. Z okna widzimy przejscie graniczne, a dzieki temu hotel moze miec 5 gwiazdek i nie kosztuje tyle co spanie w Singa.

Miasto jest sliczne, nowe, przemyslane, wygodne, ale troche bez charakteru. Czesc hinduska jest hinduska, Chinatown wyglada jak kazde Chinatown, centrum finansowe wyglada bogato.

Wielki brat pilnuje. Nie wolno zuc gumy, kary za rzucenie smiecia na ziemie itp...

Przedstawienie w Esplanade - theathes on the bay. Ciekawa muzyka, bardzo przypominajaca gongi z Bali.
Tam na szczycie jest basen - nasz plan na jutrzejszy dzien.




Merlion, pol lew pol ryba - symbol Singapuru, owinal Oskara swoim ogonem.



Mwrlion jest niewatpliwie bardzo fotogeniczny.












Miri



Mala wioska rybacka, ktora stala sie miastem odkad zaczeto wydobywac tam rope. Shell stawial tu pierwsze kroki, a raczej pierwsza wieze - stoi nadal, nieczynna juz, the Grand Old Lady.

Tuesday 7 September 2010

Brunei








Pod palacem sultana. Niestety, palac jest otwarty raz w roku i to akurat wypada w przyszly wtorek. Na pocieszenie sultan pomachal nam wjezdzajac do palacu.


Monday 6 September 2010

Ha! Brunei!

Pojechalismy za granice!
Roznica widoczna momentalnie po zejsciu z lodki - duuzo wiecej pieniedzy tu sie kreci, sa duze wille zamiast drewnianych domkow, przed nimi zadbane ogrody zamiast bagna. Zloty meczet, imponujacy budynek sadu rzucaja sie w oczy przy wjezdzie do miasta.
Tyle wiemy narazie, jak dowiemy sie wiecej to damy znac!

Sunday 5 September 2010

Patau-patau

czyli air kampung, czyli wioska na wodzie.
Niedaleko od miasteczka Labuan, na wyspie Labuan sa dwie wioski na wodzie: Patau patau 1 i Patau patau 2. W sumie podobbe, jedna biedna, druga jeszcze biedniejsza.




Trafilismy na odplyw. Pod domami lowili ryby, szukali krabow, wbijali pale pod nowe domy. A na gorze prali, gotowali, myli a brudy lecialy prosto do wody. Muszla klozetowa postawiona na dziurze w podlodze...


Pelno dzieci wszedzie, same sie soba zajmuja, biegaja po wiszacych w powietrzy deskach i nie spadaja.