No wlasnie, lasy. Jednak nie cala Australia jest sucha i porosnieta tylko buszem.
A jak nie lasy, to pola i pastwiska. Winnice i sady owocowe.
Jestemy w rezerwacie na wybrzezu miedzy przyladkiem Leuwin a przyladkiem Naturaliste. Wolno tu nocowac tylko na oficjalnych parkowych campigach, ktore sa bardzo sympatycznie przygotowane. Dostajemy nawet drewno do palenia (nie wolno tu zbierac patykow).
Oskar jednak woli czytac ksiazke o ewolucji.
Idziemy szukac plazy/morza.
Jest morze!
Plaza tez jest, ale szkoda ze tylko przez lornetke.
Chyba za dlugo bylismy w Singapurze, bo maluchy byly podekscytowane tym, ze pojdziemy nie bardzo oficjalna sciezka.
Na plazy jestesmy sami.
Prawie sami...
Na nasza plaze przyszla para z dzieckiem. Po 5 minutach rzucania wedki z brzegu w pierwsza fale zlowili lososia.
Zrobili sobie z nim zdjecie (w sumie Tata zlowil, ale dziecko mialo zdjecia z TAKA ryba) i wypuscili go, bo jest podobno niesmaczny.
Kolo naszego auta pasl sie kangu.
No comments:
Post a Comment