Friday 7 March 2014

Ayuthaya

Miasto powstało w roku 1351 (po zniszczeniu Lop Buri przez epidemię ospy), jego założycielem był król Rama Thibodi I. Ayutthaya szybko rozwinęła się do znaczącego miasta handlowego ze szlakami do Chin i Indii, a do XV wieku tutejsi władcy podporządkowali sobie większą część terytorium współczesnej Tajlandii. Pod koniec XVII wieku mieszkało tu ponad milion osób, co dwukrotnie przekraczało liczbę mieszkańców ówczesnego Londynu. Miasto poprzecinane było siecią kanałów, a znaczna część populacji żyła na łodziach.
XVII wiek był dla Ayutthayi okresem największego rozkwitu handlu. Zamieszkiwali tu handlarze ponad 40 narodowości, w tym ChińczycyPortugalczycyHolendrzy,Anglicy i Francuzi. W 1657 roku miasto odwiedził także polski misjonarz jezuicki Michał Boym. Handlowano tu ryżemprzyprawamidrewnem i skórami. Dzięki zręcznej polityce Ayutthaya zachowała niezależność od pobliskich mocarstw, aż do 1767 roku, kiedy miasto zostało zrujnowane przez wojska birmańskie. W kolejnych wiekach splądrowane i opuszczone ruiny miasta powoli zarosły dżunglą, jednak tutejszy styl architektoniczny był później inspiracją dla budowniczych pałaców w Bangkoku. Tyle wie Wikipedia o tym miescie.
Wiec bladym switem ruszamy w droge...


… pociagiem. Najlepiej w pociagu dziala wentylacja (szyby sa pootwierane, drzwi nie ma).



Ale jest milo i przyjemnie i tak.


Tym, ktorzy mieszkaja tuz przy torach moze jest mniej milo. Dobrze dla nich, ze ten pociag tak wolno jedzie.


Nasz pociag w koncu sie zepsul, wiec czekamy na nastepny. Mnich tez czeka, z nudow je juz trzeci talerz ryzu z wazywami ze swojej menazki (prawie kulisty, aluminiowy pojemnik z talerzem jako przykrywka + dopasowany pas na ramie do noszenia).


Dojechalismy! Teraz trzeba przeplynac na druga strone rzeki, bo Ayuthaya jest na wyspie w miejscu gdzie trzy rzeki sie splywaja. Bardzo zarosnieta, ale widocznie bardzo zmienia stan wody, bo pomosty sa na szynach.


Prom.



Nowe miasto.


I to co jeszcze zostalo ze starego. Ruin jest bardzo duzo, ale wiekszosc tych ciekawszych jest po kilka kilometrow od siebie, a miedzy nimi wioski.



 Autostrada..


..jedziemy..


… do wielkiego Buddy.


Budda moze odpowiadac na wszelkie pytania. Robi to wyrzucajac patyczek z potrzasanego pojemnika.  Patyczek ma numer, pani z okienka za pieniazka powie co ten numerek znaczy. Nasza odpowiedz to 42, ale o tym juz wiedzielismy z Autostopem przez Galaktykę.





W ruinach mozna znalezc bardzo dobre patyki. Zeby ich nie stracic chowamy je na nastepny raz.


Milla spadla ze schodow i boli ja wszystko, ale tylko jak jest na nogach. Wieczorem okaze sie, ze rzeczywiscie ma wielkie siniaki WSZEDZIE.




Skad slon ma ogorka?


Stad.


Dowiedzielismy sie, ze slonie maja pierwszesntwo w ruchu, wiec nawet autobusy zatrzymywaly sie przed nami. To cos co slon ma na grzbiecie moze wyglada na wygodna sofe, ale trzeba miec niezla rownowage zeby sie utrzymac. Popregu nie mozna dociagnac tak jak koniowi, tylko trzeba swoim ciezarem balansowac.




A duzy Budda wygrzewa sie w wieczornych promieniach.


Podziwiam go, nadrabiajac braki plynow w organizmie woda kokosowa.


Cala droge powrotna siedzial kolo nas tajemniczy gosc w kapeluszu i czytal smerfy.


No comments:

Post a Comment