Tym razem spodziewalismy sie czegos bardziej, ale okazalo sie mniej. Pyin Oo Lwin bylo miejscem, w ktore uciekali Brytyjczycy przed upalami. Teraz miasteczko istnieje tylko dzieki biegnacej tedy drodze do Chin - teraz akurat jest dobra pora na wozenie arbuzow. Ucieklismy wiec z miasteczka szukajac wodospadu.
Trzeba bylo isc. Na szczescie tutejsze patyki sa bardzo ciekawe.
Po prawie godzine schodzenia znalezlismy wodospad. Jeziorko byloby idealnym miejscem na kapiel, gdyby nie te smieci, ktore w nim plywaja..
Milla koniecznie chciala wziac sobie troche wody na pamiatke.
Bardzo popularny w tek okolicy srodek transportu.
Jedyna rzecza, ktorej Brytyjczycy nie byli w stanie zabrac ze soba jest ogrod botaniczny.
Na tylach, w zamknietej czesci ogrodu, znalezlismy dzioborozce i pawie.
Ciasteczka, ktore wygladaja tak samo jak te w Singapurze. Tutaj jednak smakuja zupelnie inaczej.