Sunday 11 January 2015

Zacznijmy od konca...


Zamiast do Nyuangshwe jechac autobusem poszlimy przez pagorki i wsie na nogach. My na wlasnych, a dzieci mialy do podzialu cztery konskie nogi. Byla to dla nich niespodzianka i okazala sie wielkim sukcesem (poza tym ze teraz musze tlumaczyc x razy dziennie dlaczego w Singaporze nie mozemy trzymac konia).



Widoki byly cudowne. Krajobraz zmienial sie czesto, czasem bylo bardzo sucho, a czasem w miare zielono. Glownie pola i uprawy, ale wszystko na mala skale.



Nie tylko my bylismy ciekawi.


Milla ze swoim "kolega", wlascicielem konia. Wieczorami opowiadala mi o czym jej opowiadal, ale nie wiem w jakim jezyku.


Mycie naczyn po obiedzie.


300-letnie drzewo banyan.


Milla caly czas konwersuje ze swoim kolega. Moze juz konia prowadzic sama.




Pole pizzowe.



Takie smieszne krowy na krotkich nogach.




Dziewczynki daly sobie nawzajem po kwiatku i chcialy sie bawic dluzej.



W dzien temperatura dochodzila do 30 stopni, ale noca spadala do 3-5 stopni.




Kobieta na pierwszym planie pochodzi z plemienia ludzi Smokow. Okrywaja glowy chustami w ognistych kolorach (ogien, ktorym smok zionie) i ubieraja sie na czarno (smocza skora).

Tutaj pracowaly na czyim polu wykopujac korzenie imbiru za 5$ za prace od switu do zmroku.





Najpopularniejszy srodek transportu w okolicy.




Wlasciciel konia zaprosil Mille na herbate. Na pietrze drewnianego domu, na podlodze z desek, jest zrobione palenisko z ubitego piasku.

Ze wzgledu na szacunek dla nas nie pijemy z nimi przy palenisku, tylko w pomieszczeniu obok.


Thanaka, pasta z kory drzewa sandalowego i wody, ktora dzieci i kobiety smaruja sobie twarz i czasem rece dla ochrony przed sloncem.




Dumny gospodarz.

Chili.


Znowu imbir.





Kon i bambus.



W wiosce plemienia ludzi Smokow.



Plug.





Kamieniolom.





No comments:

Post a Comment