Saturday 15 December 2012

Pulau Ubin

Wyspa Ubin to jedno z ostatnich miejsc w Singaporze, gdzie mozna poczuc jak wygladalo tu zycie dawniej. Male, drewniane, rozpadajace sie domki wygladem pasuja bardziej do Indonezji niz do Singapuru.
Wyspa ma 10km2 i jest w sam raz duza/mala zeby milo ja sie zwiedzalo na rowerze. 
Duza czesc wybrzeza porosnieta jest lasem namorzynowym, tak bogatym, ze ma sie wrazenie, ze wszystko tam sie rusza.



Indiana Jones ze swoim nieodlacznym kompasem.



Galezie moga spadac czasem, jak sie jest w lesie, no ale co zrobic?


 Podobno jezeli przyjdzie sie wczesnie rano i ma sie duzo szczescia to mozna nawet dzikie swinie zobaczyc. Poszlismy popoludniem, ale chyba mielismy szczescie, bo zobaczylismy taka mala swinke:
 

Grozniej wygladala jej mama, ogladajaca nas spod krzaka.


Po chwili swinki przestaly sie chowac i poszly szukac szczescia na parkingu rowerowym. Znalazly czyjsc obiad i poczestowaly sie.


A turysci patrzyli sie z niedowierzaniem.


Kraby i ryby, ktore potrafia wyskoczyc z wody i biegac po ladzie.


Wielkie tluste slimaki.


Te blyszczace punkcicki to swiecace rybki.


Jeszcze jedno cos udaje ze jest ryba, a umie chodzic. Tym razem duzo wieksze.


Polnoc nie uciekla nam nigdzie dzisiaj, byla pod dobrym nadzorem.



Dno lasu.



Rafa.









No comments:

Post a Comment